sobota, 29 września 2012

Trochę żalów

Zawsze chciałam mieć swój blog (zdaniem prof. Bralczyka powinno się pisać ,,mieć swój blog" a nie ,,swojego bloga" - nie powiedziałabym). Nie chodzi mi to, że mam potrzebę informowania całego świata o swoim życiu ale po prostu chciałabym, aby ktoś wiedział co myślę na dany temat. Wiecie, że nie o wszystkim i nie ze wszystkimi da się pogadać. Internet wydał mi się ciekawym rozwiązaniem. Moja przygoda z czytaniem cudzych blogów rozpoczęła się jakieś sześć lat temu. Wtedy, jakieś 60% z nich zawierał opowiadania dotyczące książek, filmów, mang i anime itd. Było co czytać. Oczywiście, nie wszystkie były najwyższych lotów, panująca ówcześnie moda na pisanie tRaWkĄ, wszechobecny brokat oraz niezwykle oczojebne (przepraszam za to wyrażenie ale ono tak idealnie opisuje to zjawisko, że aż żal go nie użyć) skutecznie utrudniały korzystanie z nich. Domyślam się, że część z Was ironicznie uśmiecha się w tej chwili pod nosem, w końcu sześć lat temu miałam lat dwanaście, ale ciii...
Chodzi mi głównie o to, że na blogach panowały fan fiction chociaż dało się też znaleźć trochę pamiętników z emigracji, odrobinę blogów kulinarnych, politycznych, tych o gwiazdach czy rysunkowych. Słowo kluczowe? Różnorodność i fantazja.
Pomysł na posta wziął się stąd, że przysiadłam dzisiaj do laptopa i chciałam poczytać sobie kilka blogów. A tu co? Tragedia! 

Moda, kulinaria, fotografia, moda, kulinaria, fotografia, moda...

Nie żebym miała coś przeciwko takim blogom, ale sami wiecie. W tej chwili aby być nowoczesnym trzeba interesować się modą i technologią (technologią - najnowszymi modelami iPhone'a), by być uznanym za utalentowanego trzeba umieć śpiewać bądź tańczyć a jedyną uznaną powszechnie pasją jest właśnie gotowanie. Chore, prawda? 
Jeszcze raz podkreślę to, że nie mam nic przeciwko ludziom, którzy np. kochają gotować, chcą o tym pisać i dzielić się swą wiedzą oraz doświadczeniem. Sama lubię przeglądać takie blogi, bo z samym gotowaniem jest u mnie kiepsko. 
Chodzi mi o tę paranoję, która każe nam być oryginalnym a tak naprawdę robi z nas bezkształtną masę młodziaków z conversami na nogach, kamizelką z lumpeksu, bluzką z szafki babci, rozczochranymi włosami, przepraszam, czesanymi wiatrem (oraz prostownicą, lakierem i pianką) i kujonkami, zerówkami. Ludzie, litości!
Mam koleżankę  która kiedyś nawet kanapki sobie sama nie mogła zrobić bo to obciach i wiocha a teraz nie nawet nie spojrzy na grochówkę taty bo ona musi sama sobie przyrządzić zupę cebulową czy inne paskudztwo. 
Wbrew temu co mówią w porannych programach śniadaniowych jeden schabowy nie zapcha nikomu tętnic a od cheeseburgera z Macdonalda nie przytyjemy od razu trzech kilo. 
Pamiętacie Lizy McGuire? To jeden z niewielu hitów mojego pokolenia, które spodobało się także i mnie. Rolę tytułową odkrywała Hilary Duff, która kilka miesięcy temu (dokładnie w marcu) została mamą. Na jednym z portali plotkarskich niemalże od razu pojawiła się wiadomość z gratulacjami. Super! A następne?
,,Hilary Duff już schudła?" ,,A jednak się odchudza!" ,,Może Hilary Duff nie powinna się odchudzać?"  ,,Hilary Duff odpuściła sobie odchudzanie?" ,,Ani śladu dawnej Hilary Duff!" Chore? To teraz zacytuję kilka komentarzy.

,,i własnie to jest w kobietach okropne. przed ciaza dbaja o siebie, pilnuja sie chca zawsze sie podobac swojemu faetowi. a po slubie wlącza sie myslenie zlapalam faceta, mam juz dziecko to moge miec gruba dupe i sie zapuscic."
(pisownia oryginalna)

 ,,Wiadomo że wygląd nie jest najważniejszy, ale ona jest gwiazdą i jeżeli chce coś znaczyć w tej branży to nie może tak się zapuścić. Tak jak osoby przede mną uważam że mogła by przejść na małą dietkę, to przecież dziecku nie zaszkodzi, a jeżeli teraz się za to nie weźmie to nigdy tego nie zrobi, zbyt się rozleniwi i będziemy mieli kolejną otyłą gwiazdkę na którą nie chce się patrzeć i kolejny rozwód gwiazd, bo nie sądzę by Mike Comrie, poślubiając tak piękną i szczupłą aktorkę chciał iść przez życie z bezrobotną słonicą."
(pisownia oryginalna)

,,niektórzy mają w życiu ważniejsze priorytety niż odchudzanie się do rozmiaru zero,jest młodą mamą,cieszy się swoją nową rolą,woli spędzić czas z dzieckiem,patrzeć jak rośnie,rozwija się,bardzo fajnie,bo to są chwile których żaden normalny rodzic niechce przegapić,na odchudzanie przyjdzie czas,Boże ciężkie teraz czasy nastały,ta presja bycia chudym mnie przeraża,a potem jest wielkie ździwienie że te wszystkie małolaty tak sie głodzą i chorują na anoreksje,media ponoszą winę za ten cały syf,wstyd!",,bez przesady!! nie popadajmy w paranoje!! jakie wazniejsze rzeczy niz odchudzanie? odchudzanie rowna nie nazeranie sie i 30 min cwiczen w domu plus moze spacery z wozkiem wiec .. nie przesadzaj-- ze gruba matka znaczy lepsza matka!! po prostu moze jej sie nie chce czy jest przemeczona i tyle... a poza tym nie wyglada zle... niektore kobiey po ciazy wygladaja tragicznie i nie wracaja do swojej wagi przez lata" 
(pisownia oryginalna)

Przepraszam, ale nie dam rady przeczytać ani słowa więcej. Kult pięknego ciała dotyka już kobiety w ciąży i te kilka dni/tygodni po porodzie. Wiem, że nie jestem żadnym autorytetem, ale proszę, ogarnijmy się i wyglądajmy jak nam się podoba. W końcu od oponki na brzuchu ani źle dobranego swetra nikt jeszcze nie umarł (jakby tego chcieli niektórzy).
To wszystko na dziś, dziękuję za przeczytanie tego posta.
Pozdrawiam

piątek, 28 września 2012

Gdy zakwitną kasztany...

Czyli wszystko à propos matury 2013, do której, mam nadzieję, będę miała zaszczyt przystąpić. Z maturą jest różnie. Jedni uważają, że jest to świetny sposób na sprawdzenie wiedzy uczniów, drudzy, że jest to bzdura (wszyscy znamy ten kanał na YouTube, prawda?) a jeszcze inni, że po prostu nikt na razie nie wymyślił nic lepszego. Z którą opinią się zgadzam? Trudno powiedzieć. To prawda, że niezbyt mądrym jest fakt, że zaledwie kilka dni decyduje o reszcie życia człowieka ale... no właśnie, ma ktoś lepszy pomysł?

Skąd idea na post dotyczący matury? No cóż, jestem przyszłoroczną maturzystą z aspiracjami na dostanie się na UW. Ciężka sprawa ale komuś przecież musi się to udać. Dlaczego nie mnie? Nie mam zamiaru Was oszukiwać, że z żadnym przedmiotem nie mam problemu. Jest taki jeden...
z którym też na pewno jakoś sobie poradzę. Nie po to wypłakałam tyle łez w pierwszej klasie i nie dosypiałam (właściwie w ogóle nie spałam) w drugiej żeby teraz to wszystko zawalić. Nie ma bata!

Tak więc pożaliłam się Wam, że czeka mnie mnóstwo pracy ale nie martwcie się, jakkolwiek głupio by to brzmiało... ja to po prostu lubię. Lubię się uczyć, lubię wiedzieć. Jeśli chcecie mnie do sedna urazić to wytknijcie mi niewiedzę, w jakimkolwiek aspekcie. Podły humor do końca dnia gwarantowany. Nawet jeśli ktoś się o coś mnie zapyta, a ja nie znam odpowiedzi mam ochotę wpaść w szał (nawet gdy nie mam obowiązku ani nawet prawa tego jej znać). Kujońska natura trochę utrudnia człowiekowi życie, zwłaszcza jeśli chodzi o kontakty towarzyskie z rówieśnikami, ale niestety (albo właśnie ,,stety"), nie da się tego z siebie wyplenić.
Ale miało być o maturze. Z kwestii formalnych niewiele się od zeszłego roku zmieniło. Jedyna istotna zmiana pojawiła się na arkuszu z języka polskiego. Jeden z tekstów, służących do napisania pracy pisemnej nie będzie pochodził z listy lektur. Co o tym sądzę? Mniej więcej to samo co o niedawno wprowadzonej reformie szkolnictwa. Bzdura. O ile wcześniej ludzie czytali lektury ponieważ bali się matury, tak teraz już kompletnie będą mogli sobie ten przykry obowiązek odhaczyć. Wspaniale.
Tak więc co jakiś czas będą się tu pojawiały posty dotyczące matury i moich oraz moich znajomych przygotowań do niej. Jeśli ktokolwiek czyta ten blog, to już wie, że nie można się po mnie spodziewać regularności. Tak więc czekajcie i czytajcie.
To wszystko na dziś dziękuję za przeczytanie tego posta.
Żadne ze zdjęć wykorzystanych w poście nie jest mojego autorstwa.

czwartek, 27 września 2012

Dattebayo!

Czegokolwiek nie napiszę o temacie dzisiejszego posta będzie to puste, nieciekawe i nieprawdziwie. Dlaczego? Dlatego, że o Naruto nie da się pisać ciekawie. Gdy tylko trafiam na jakiś tekst dotyczący fabuły tej mangi mam ochotę wyłączyć komputer. Dwunastoletni chłopiec pragnie zostać ninja by zdobyć tytuł Hokage oraz, co za tym idzie, zdobyć szacunek mieszkańców swojej wioski.
Chłopiec jest samotny ponieważ w jego ciele uwięziony jest... demon (podejrzewam, że już macie dosyć a to dopiero początek). W końcu udaje mu się ukończyć Akademię i zostać geninem. Trafia do trzyosobowej grupy. Jego kompanami są Sasuke, przystojny, arogancki i tajemniczy brunet o tragicznej historii oraz Sakura, nadpobudliwa dziewczyna o różowych włosach(!) zakochana po uszy w Sasuke a nienawidząca głównego bohatera. Ich nauczycielem zostaje Kakashi, dziwny, wyglądający na zaspanego wielbiciel książek o podtekście erotycznym. Co wy na to?

Pierwszy raz trafiłam na Naruto gdy to anime trafiło na ekrany naszych telewizorów dzięki stacji Jetix (teraz Disney Channel, wcześniej Fox Kids). Na początku uważałam to za zwykłą bajeczkę dla małych, przygłupich dzieci. Pierwsze odcinki właśnie na to wskazywały. Później, gdy  rozpoczęła się wyprawa do Krainy Fal a potem, gdy doszło do walki z Haku i Zabuzą zrozumiałam, że mam do czynienia z czymś więcej.

Obecnie trwa już druga seria tego anime zwana Naruto Shippuden. Sasuke odszedł z Kanohy i dołączył do Orochimaru (jednego z głównych antagonistów serii). Wybaczcie, że nie streszczę Wam fabuły drugiej części tej serii bowiem natychmiast byście się do niej zniechęcili. Po więcej informacji zapraszam do:

http://naruto.wbijam.pl/ - wszystkie odcinki obu serii
http://npolska.net/ - mnóstwo ciekawych informacji, kiepsko z aktualnościami
http://shippuuden.pl/news.php - mnóstwo najświeższych newsów, olbrzymia społeczność
http://www.senpuu.net/ - najlepsze artykuły, najlepsze forum
http://ukrytawioska.com/ - rozdziały mangi

Ja ze swej strony chcę po prostu zachęcić Was do zainteresowania się ,,Naruto". Bo naprawdę warto. Zgodzę się, że niektóre odcinki są hmmm... kiepskie (zwłaszcza fillery - bzdety niezwiązane z mangą) ale seria daje do myślenia bardziej niż większość pseudo-dramatów rodem z Hollywood lub naszej rodzimej filmówki.
To wszystko na tę chwilę, dziękuję za przeczytanie.
Żadne ze zdjęć wykorzystanych w poście nie jest mojego autorstwa.

niedziela, 16 września 2012

Słyszeliście kiedyś o Zaz?

Ja natknęłam się na jej płytę całkowicie przypadkowo przy przeszukiwaniu oferty Empiku (być może nie wspominałam tego wcześniej ale zdecydowanie nie można nazwać mnie megalomanką - to takie wyznanie na początek, abyśmy się dobrze zrozumieli). I znalazłam. Sympatyczna dziewczyna, świetna okładka płyty i kilka dobrze zapowiadających się piosenek. Zdecydowałam się na wersję specjalną, nieco droższą, za to wzbogaconą o kilka filmów dotyczących piosenkarki, teledyski do ,,Je veux" i ,,La long de la route" oraz komiks opowiadający historię Zaz.

Isabelle Geffroy (prawdziwe nazwisko artystki) od zawsze wiązała swoją przyszłość z muzyką. Karierę rozpoczęła jako wokalistka bluesowa w zespole Fifty Fingers. Swego czasu przechodziła też fascynację muzyką latynoską by w końcu zainspirować się tradycyjną muzyką francuską z czasów Edith Piaf, z którą jest zresztą porównywana. Jej pierwsza płyta zatytułowana po prostu ,,Zaz" wprowadziła nową świeżość do tradycyjnej muzyki francuskiej. Poniżej zamieszczam kilka filmików dotyczących bohaterki dzisiejszego posta.


Piosenka, która przyniosła Zaz światową karierę i dzięki której ją odkryłam. ,,Je veux".
Mój ulubiony filmik artystki. Pierwszy, który znalazłam. Miłego oglądania:).
Zaz wykonuje nieśmiertelny hit Edith Piaf w jednym z francuskich programów rozrywkowych.

 Wiecie co mnie w niej urzekło? Zaskakująca normalność. Jak już mówiłam, zdecydowałam się kupić rozszerzone wydanie jej pierwszej płyty, na którym znalazł się filmik dotyczący artystki. Zaz jest tak.. prosta, tak niebanalna (w jej przypadku te przymiotniki się nie wykluczają i OBA są komplementami). Zaz jest podobna do każdego z nas. Dlatego tak miło się jej słucha. Niestety, ominęły mnie jej zeszłoroczne koncerty w Polsce, teraz z niecierpliwością czekam na kolejną trasę koncertową. Może spotkamy się kiedyś na jednym z koncertów? To wszystko na dzisiaj, dziękuję za przeczytanie.
  Żadne ze zdjęć wykorzystanych w poście nie jest mojego autorstwa.